Nie żyje nasz Kolega i Przyjaciel Tomasz „Kormoran” Komorek
17 grudnia 1957 – 26 stycznia 2025
Składamy wyrazy współczucia Rodzinie i Bliskim Zmarłego – Niech spoczywa w pokoju.
Tomka wspomina Kolega Krzysiek Siemieński:
Ta wiadomość dotarła nagle i niespodziewanie. Jak większość złych wiadomości. Poznaliśmy się w styczniu 1980 roku, kiedy Tomek wpadł do góralskiego domu państwa Myszów w Białce, żeby odwiedzić swojego kolegę – szefa studenckiego obozu narciarskiego. Tomek przyszedł razem ze swoją ówczesną dziewczyną – Aśką. Usiedli z nami, Tomek wyciągnął gitarę i zaczął grać. To był wspaniały koncert, który pamiętam do dzisiaj. Wieczór przeciągnął się do rana, wszyscy chcieliśmy słuchać kolejnych piosenek, których Tomek znał setki i wspaniale je wykonywał. Uczyłem się później od niego jak prawidłowo uderzać w struny (bliżej podstrunnika! – strofował mnie), jak jeden akord zastąpić innym, żeby zabrzmiało ciekawiej.
Wiosną 1980 Tomek został wcielony do armii, jeździł karetką pogotowia jako sanitariusz, a kiedy wyszedł z wojska, wrócił do pracy w dziale technicznym TVP. Jako elektronik z wykształcenia okazał się w czasach podziemia solidarnościowego niezastąpiony, kiedy przestrajał radioodbiorniki tak, że mogliśmy podsłuchiwać milicyjne patrole. Było to bardzo przydatne zwłaszcza wtedy, gdy przewoziliśmy sprzęt poligraficzny lub papier do drukarni. Swoje mieszkanie Tomek udostępniał mi na spotkania redakcji „Vacatu”, czasami składał w nim książki, które drukowałem. Kiedy miałem kłopoty ze Służbą Bezpieczeństwa i musiałem na jakiś czas znikać z domu to zawsze jechałem do Tomka, wiedziałem, że mogę zjawić się u niego o każdej porze dnia i nocy.
Tomek był wirtuozem gitary, ale rzadko dawał się namówić na publiczne występy. Kiedyś jednak, bodaj w 1986 roku, pojechaliśmy razem do Świnoujścia na Festiwal Szantowy „Wiatrak”. Żeby nie płacić za bilety na koncerty, zgłosiliśmy się do organizatorów festiwalu jako wykonawcy – zespół „Mała Improwizacja”. W pociągu ułożyliśmy dwie piosenki. Ja napisałem teksty, Tomek ułożył do nich muzykę. Ku naszemu zaskoczeniu jury przyznało nam pierwszą nagrodę. Za utwór, który wykonaliśmy dość dynamicznie, bo dla kurażu wypiliśmy trochę przed wyjściem na scenę.
Oprócz nart i gitary połączyło nas również zamiłowanie do żeglowania. Co roku wspólnie przemierzaliśmy pod żaglami Wielkie Jeziora Mazurskie, spływaliśmy Pisą i Narwią na Zalew Zegrzyński jesienią, a wiosną wracaliśmy tą samą trasą na Mazury. Po upadku komuny, kiedy mieliśmy już paszporty, żeglowaliśmy dużo także po morzach i oceanach. W roku chyba 2000 zostaliśmy tego samego dnia przyjęci do elitarnego grona Karaibskiej Republiki Żeglarskiej, a uroczyste przyznanie nam jej paszportów odbyło się na małej urokliwej wysepce Santa Lucia.
Po 1989 roku często pracowaliśmy razem, w redakcjach „Expressu Wieczornego”, „Rejsu”, portalu „Sailing.org.pl” i w spółce „Niemczyk i wspólnicy”.
Niestety, po nieudanym małżeństwie i rozwodzie Tomek coraz częściej sięgał po alkohol i nie dawał sobie pomóc. Kilka życiowych błędów sprawiło, że musiał w końcu wyprowadzić się z Warszawy. Zamieszkał na odludziu, w lesie. Mówił, że mu to nie przeszkadza, bo lubi przyrodę i długie spacery. Skądinąd była to prawda, ale…
Przez te ostatnie kilka lat widywaliśmy się rzadziej, utrzymywaliśmy kontakt głównie przez telefon. Ponieważ tam, gdzie Tomek mieszkał ostatnio zasięg był bardzo słaby i czasami trudno było się dodzwonić, nie zaniepokoiło mnie, że nie odebrał telefonu przez trzy dni z rzędu, zdarzało się tak niekiedy. Poniedziałkowy poranny telefon od Jacka, syna Tomka, był jak grom z jasnego nieba. „Właśnie znalazłem ojca martwego” – powiedział. Z trudem dociera do mnie, że rzeczywiście się to stało. Że już nie pożeglujemy razem, ani nie pogramy na gitarach. Że nawet nie pogadamy przez telefon…
Żegnaj, Tomku, mój niezawodny Przyjacielu. Dziękuję Ci za te 45 lat wspólnych przygód, radości i smutków. Nie wiem, czy coś tam jest po drugiej stronie, ale jeśli jest, to pewnie siedzisz już razem z Jaśkiem Gogaczem przy ognisku, na połoninach - tych niebieskich z piosenki, którą tyle razy wspólnie śpiewaliśmy. Ech, jak mi Was brakuje…
Krzysiek